wtorek, 29 listopada 2011

Obali Tatarzyna zaraz i z chałupą

Długo mnie nie było, ale też pracy miałem sporo. Prawdopodobnie wymusi to na mnie rzadkie pisanie, ale też postaram się, by było ono bardziej treściwe.
 Tym razem ciekawostka z kręgu literatury plebejskiej. Nurt sowizdrzalski w polskiej literaturze wczesnonowożytnej jest słabo zbadany pod kątem tego, jak przedstawia problemy trapiące ówczesne społeczeństwo. A jest niezwykle ciekawym źródłem, bowiem choć to dość zjadliwa satyra, to przecież pochodząca z nizin społecznych, a tym samym pokazująca życie tych warstw, które ponosiły pełne konsekwencje okrucieństwa swoich czasów, a najmniej zostawiły po sobie świadectw.
 Dzisiaj fragment dzieła: Niepospolite ruszenie abo gęsia wojna. Autor anonimowy, podpisał się na swoim dziele jako Jan Dzwonowski Generał Pilziński. Utwór jest krótką satyrą na zniszczenia, których doświadczyła Rzeczpospolita przy okazji wojny chocimskiej (1621), zwłaszcza ze strony zebranego pod Lwowem pospolitego ruszenia, które objadło własny kraj, ale do walki nie zdążyło pójść. Rozmawiają karczmarz i szlachcica (pospolitaka). Ciekawa jest w nim zwłaszcza opinia o cudzoziemskiej piechocie, którą polecam uwadze niestrudzonego badacza autoramentu cudzoziemskiego - Kadrinaziego.
   
           KARCZMARZ
Katże ich wie, mój panie, który z nich cnotliwy, 
Bralić mi i w ogrodzie, darlić mi i śliwy.
Zwłaszcza owi kijacy, obdarta piechota,
Nie masz sam nic dobrego, każdy z nich niecnota.
Tak to kupą, jak bydło, to hultajstwo gnano,
Wierzę, że ich u diabła było nazbierano.
(...)

    KARCZMARZ
(...) Pobrali nam barany, gęsi, kaczki, kury.
Każdy dzień się waliło przez wieś, jako chmury.
Do brogów szturmowali, a zwodzili harce,
Nie dali się na piecu wyspać i kucharce.
Po całej nocy po wsi diabli ich nosili,
Więcej wszędy ukradli, niźli wyprosili.
(...)  Nuż z inszych wsi odeszło niemało czeladzi,
Kto jedno do nich przystał, byli bardzo radzi.
Wiem, iże tam nie każdy Turczyna obraził,
Bo tu drugi za bydłem, jak rozpukły łaził.
Nuż owi bieszczadnicy, co pasali kozy,
Ów złodziej wnet ukradnie rychlej, niż położy.
Mielić wprawdzie, każdy z nich, opalone kije,
Znać, iże ten z zakrzacza pojedynkiem bije.
Mają drudzy to z męstwa, bo zrośli się z krzakiem,
Drugi jak żyw nie widział pachołka z półhakiem.
Jacyś też bałamuci z wielkimi dupami
Walili się tu przez wieś, jak bydło, kupami.
Większa dupa niźli chłop wielki jak glewija.,
Jakby widły w rzyć wetknął, taka proporcyja.
Mielić też harkabuzy i rożny przy boku,
Mało się ci nabiją od roku do roku.
Tacy owo bywali, co szczotki nosili,
Niewiasty kupowały, bo pięknie prosili.
Teraz się zubierali jak jakie straszydła,
Pastuszy uciekali na polu od bydła.
Gdyby mieli ogony kosmate a rogi,
I sam diabeł nie byłby tak haniebnie srogi.
Straszliwy owo żołnierz, gdzie uderzy dupą,
Obali Tatarzyna zaraz i z chałupą.

1 komentarz:

  1. Cóż, część piechoty cudzoziemskiej pod Chocim nie zdążyła i łupiła tak daleko od teatru wojennego jak to możliwe - knechci Sparre pod Toruniem. Nic więc dziwnego, że reakcja ludności musiała być daleka od przychylnej ;)

    OdpowiedzUsuń