wtorek, 13 grudnia 2011

Broń strzelecka Policji Państwowej

 Coś z zupełnie innej beczki. Od dawna fascynuje mnie Policja Państwowa, niezwykle ciekawa i barwna formacja czasów II Rzeczypospolitej. Tym razem pozwoliłem sobie zamieścić dwie okładki policyjnego czasopisma "Na posterunku" gdzie dobrze widać typy broni krótkiej używane w P.P.

 Tutaj funkcjonariusz czyszczący rewolwer wz. 30, czyli produkowany w radomskiej Fabryce Broni rewolwer Nagant wz. 1895




 Z kolei na powyższym zdjęciu widać konkurs strzelecki warszawskiego Policyjnego Klubu Sportowego. Tutaj jest o wiele ciekawiej. Pierwszy funkcjonariusz strzela z Lugera P08 (zdaje się, że w wersji "długiej"), drugi z rewolweru wz. 30, a trzeci bodajże z któregoś z automatycznych pistoletów FN.

wtorek, 29 listopada 2011

Obali Tatarzyna zaraz i z chałupą

Długo mnie nie było, ale też pracy miałem sporo. Prawdopodobnie wymusi to na mnie rzadkie pisanie, ale też postaram się, by było ono bardziej treściwe.
 Tym razem ciekawostka z kręgu literatury plebejskiej. Nurt sowizdrzalski w polskiej literaturze wczesnonowożytnej jest słabo zbadany pod kątem tego, jak przedstawia problemy trapiące ówczesne społeczeństwo. A jest niezwykle ciekawym źródłem, bowiem choć to dość zjadliwa satyra, to przecież pochodząca z nizin społecznych, a tym samym pokazująca życie tych warstw, które ponosiły pełne konsekwencje okrucieństwa swoich czasów, a najmniej zostawiły po sobie świadectw.
 Dzisiaj fragment dzieła: Niepospolite ruszenie abo gęsia wojna. Autor anonimowy, podpisał się na swoim dziele jako Jan Dzwonowski Generał Pilziński. Utwór jest krótką satyrą na zniszczenia, których doświadczyła Rzeczpospolita przy okazji wojny chocimskiej (1621), zwłaszcza ze strony zebranego pod Lwowem pospolitego ruszenia, które objadło własny kraj, ale do walki nie zdążyło pójść. Rozmawiają karczmarz i szlachcica (pospolitaka). Ciekawa jest w nim zwłaszcza opinia o cudzoziemskiej piechocie, którą polecam uwadze niestrudzonego badacza autoramentu cudzoziemskiego - Kadrinaziego.
   
           KARCZMARZ
Katże ich wie, mój panie, który z nich cnotliwy, 
Bralić mi i w ogrodzie, darlić mi i śliwy.
Zwłaszcza owi kijacy, obdarta piechota,
Nie masz sam nic dobrego, każdy z nich niecnota.
Tak to kupą, jak bydło, to hultajstwo gnano,
Wierzę, że ich u diabła było nazbierano.
(...)

    KARCZMARZ
(...) Pobrali nam barany, gęsi, kaczki, kury.
Każdy dzień się waliło przez wieś, jako chmury.
Do brogów szturmowali, a zwodzili harce,
Nie dali się na piecu wyspać i kucharce.
Po całej nocy po wsi diabli ich nosili,
Więcej wszędy ukradli, niźli wyprosili.
(...)  Nuż z inszych wsi odeszło niemało czeladzi,
Kto jedno do nich przystał, byli bardzo radzi.
Wiem, iże tam nie każdy Turczyna obraził,
Bo tu drugi za bydłem, jak rozpukły łaził.
Nuż owi bieszczadnicy, co pasali kozy,
Ów złodziej wnet ukradnie rychlej, niż położy.
Mielić wprawdzie, każdy z nich, opalone kije,
Znać, iże ten z zakrzacza pojedynkiem bije.
Mają drudzy to z męstwa, bo zrośli się z krzakiem,
Drugi jak żyw nie widział pachołka z półhakiem.
Jacyś też bałamuci z wielkimi dupami
Walili się tu przez wieś, jak bydło, kupami.
Większa dupa niźli chłop wielki jak glewija.,
Jakby widły w rzyć wetknął, taka proporcyja.
Mielić też harkabuzy i rożny przy boku,
Mało się ci nabiją od roku do roku.
Tacy owo bywali, co szczotki nosili,
Niewiasty kupowały, bo pięknie prosili.
Teraz się zubierali jak jakie straszydła,
Pastuszy uciekali na polu od bydła.
Gdyby mieli ogony kosmate a rogi,
I sam diabeł nie byłby tak haniebnie srogi.
Straszliwy owo żołnierz, gdzie uderzy dupą,
Obali Tatarzyna zaraz i z chałupą.

piątek, 11 listopada 2011

Niemcy plują na polski mundur!!!

Nie pisałem po powrocie z Ukrainy, bo obowiązki zawodowe spowodowały, że zaczęło mi brakować czasu na proste rozrywki dnia codziennego, jak czytanie źródeł. Niestety frustracja sytuacją w kraju spowodowała, że złapałem za klawiaturę.
 Otóż proszę sobie wyobrazić, że w środku polskiej stolicy w polski Dzień Niepodległości, opluto polskich żołnierzy. Zrobiła to gromadka rzekomych "antyfaszystów" z niemieckiego odłamu tzw. Antify (czymkolwiek by to nie było). Nie minęło jeszcze 75 lat od czasów, gdy we wrześniu 1939 roku dziadkowie tych kolesi pluli na mundury polskich żołnierzy! I proszę mi nie mówić, że to rekonstruktorzy, bo studenci WATu są żołnierzami!

A co na to polska (rzekomo) policja? Każe zmienić trasę przemarszu nie tylko grup rekonstrukcyjnych, ale też kompanii reprezentacyjnej WP!!!! Czy ja jeszcze żyję w niepodległym kraju? Przepraszam za wrzucanie na ten blog tematów bieżących, ale nie zdzierżyłem.

sobota, 17 września 2011

Zgadnijcie gdzie byłem...


  Wróciliśmy z krótkiego urlopu. Tylko tydzień na zobaczenie mnóstwa niezwykłych rzeczy. Wszystkich czytających od czasu do czasu moje wypociny przepraszam za nieobecność, która może potrwać, bowiem w perspektywie "Pola Chwały 2011" w Niepołomicach, na które serdecznie zapraszam. Wszystkich zainteresowanych tym, gdzie byliśmy, odsyłam do zdjęcia :)

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Węgrowie się słoniną, czosnkiem a kapustą kontentowali

Z uwag nad problemem stacji żołnierskich, które były ulubionym tematem ksiądza Starowolskiego.
"Ale rzeką żołnierze: wszak dawno bierają stacyją w Poszcze, a przecie Polska dla tego nie zginęła i teraz brać będziemy, a przecie Polska Polską będzie. Niesłusznie tedy na nas wołają, a zwłaszcza księża, o stacyją, kiedy jej nam Rzeczypospolita pozwala i po powiatach chleb ukazuje chorągwiom, aboli też pułkm całym niemieckim, jako i naszym polskim.
Trzy rzeczy na to odpowiadam. Pierwsza, iż przed laty stacyjej żołnierze nie bierali. Druga, iż księżą prawem boskim i świeckim z poddanymi swoim są od wszelkich podatków i ciężarów wojennych uwolnieni. A trzecia, iż Rzeczpospolita dpuściwszy swawolnego zdzierstwa ludzi ubogich, grzeszy przez to barzo i plagę Pańską ma nad soba, jeśli się nie upamięta i nie zabroni tego rozbójstwa jawnego.
(...) I gdy tak wojny z pogranicznymi [nieprzyjaciółmi] prowadząc, w domu securitatem i pokój od żołnierza mieli, nastąpił na Królestwo świętej pamięci król Stefan Batory, który wojnę wielką z Moskwicinem zacząwszy rozkazał pod Połock idąc (...), aby we wsiach królewskich chłopkowie piechocie węgierskiej jeść dawali darmo, gdzie by jeno która chorągiew jego przyszła, nie dając jednak żadnych pieniędzy hajdukom ani strawnego żadnego do wozu. Co że rzecz była mała, bo się Węgrowie słoniną, czosnkiem a kapustą kontentowali i ich kapitani nie mieli koło siebie Kozactwa konnego ani białychgłów, ani wozów żadnych.

środa, 17 sierpnia 2011

Polacy bowiem usiłując przewyższyć wszystkie inne narody swoim przepychem



Podjedliśmy nieco zatem możemy kontynuować nasz wjazd :)
Następnie wielki oddział w przerozmaitych strojach z axamitu czarnego, srebrnej lamy, itp. kity u kapelusza z niemiecka. Tu znowu hufce czarne i białe Xiążęcia niemieckiego, giermkowie na gniadych koniach (...).
W tem wszystkiem przepych pięciu przedmiotów najwięcej uderzał a mianowicie futra, metale, klejnoty, jedwabne materye i konie. (...) Wszystko to jednak ustąpić musi wspaniałemu widowisku, jakie przedstawiała niezliczona liczba koni, celujących niezrównaną pięknością i rozmaitością. 
Przeszła na koniec ostatnia kompania, o tyle od innych piękniejsza, o ile dowcipniej, a może bogaciej przybrana. Ubiór jej z atłasu karmazynowego, kity z piór białych pawich, na plecach łabędź udany z rozpostartemi skrzydłami, unoszący się niejako z grzbietu konia swego aby osiąść na głowie tuż następującego. Za temi jechało na fryzach 300 rajtarów, ubranych w axamit biały i czarny, z samopałami u łęku - wreście wielu ze stanu rycerskiego w jedwabiach różnej barwy, płaszcze wiszące z ramienia na grubych złotych łańcuchach, miecz obosieczny, w ręku buzdygan, u niektórych buława srebrna.Było też wielu zbrojnych w łuki i srebrne sahajdaki: każdy z nich, jakoteż namiestnicy kompanii mieli wiele służby pieszej w podobnym stroju, ale mniej kosztownym. (...)
Polacy bowiem usiłując przewyższyć wszystkie inne narody swoim przepychem,  nie przestają na sypaniu na ubranie dworu swego z takim zbytkiem: ale nadto okrywają klejnotami i giermków otaczających każdego ze znaczniejszych wojewodów, kasztelanów, starostów lub prałatów, a tych liczba nieskończona. Strzemiona też i podkowy zwykli miewać złote lub srebrne, nie dbając o ich stratę. (...) 60cio i 70cio letni starce, bez względu na podeszły wiek,  wystąpili to w karmazynowych, to w zielonych, to w żółtych szatach. (...)
Najjaśniejszy Pan otoczony swoją gwardyą szwajcarskich halabardników i gaskońskich strzelców wstąpił pod baldakin niesiony przez ośmiu rajców miejskich jadąc konno.
Tyle owa relacja., kto ma ochotę poczytać całość, zapraszam do "Ojczystych spominek..." wydanych przez Ambrożego Grabowskiego.

Poniżej fragment jeszcze jednej relacji, opisującej triumfalny wjazd Walezego do Krakowa. Jest to fragment utworu "Przesławnego wjazdu do Krakowa i pamięci godnej koronacyjej Henryka Walezyusa .... opisanie" autorstwa Marcina Stryjkowskiego.
1
2
3
4
5

sobota, 6 sierpnia 2011

Polskimi, szafrannymi, pieprznemi cieszyć się potrawam



Jak się tyle wjeżdża, to można solidnie zgłodnieć:) Dlatego czas na przerwę poświęconą kulinariom. Jeżdżąc po Polsce możecie natrafić na sporo restauracji, które reklamują się jako podające kuchnię staropolską. Niestety ma to tyle wspólnego z prawdziwą polską kuchnią, co film "Highlander" z realiami życia w szkockich górach w XVI wieku.
 W relacji z końca XVII wieku (wydanej w Hadze w 1705 roku) podróżny z Holandii tak opisywał kontakt z polską kuchnią:
"Polacy nie jadają śniadania: rano piją zupę z grzanego piwa, zabieloną jajami i zaprawioną mocno imbirem i cukrem. Malo jest wybornych stołów, na którychby nie zastawiono na obiad półmiska grochu, z płatkami żółtej słoniny na wierzchu. Rosołu nie jadają zwykle, ale kiedy im go kucharze francuscy sporządzą , znajdują go wybornym. Potrawy ich są bardzo różne od francuskich, a na dobrych stołach zastawiają zwykle sosy czworakiego koloru: żółty z szafranem; biały ze śmietaną; szary z cebulą i czarny ze śliwkowym sokiem. Wszystkie przyprawy przesycone są cukrem, pieprzem, cynamonem, imbirem, gwoździkami, muszkatałową gałką, kaparami, oliwkami i drobnymi rodzenkami; mięszają to wszystko razem, nawet w rybnych zaprawach (...)".
Ta krótka, ale jakże celna relacja, znakomicie koresponduje z treścią wydanego niedawno w całości "Compendium ferculorum albo zebrania potraw" znakomitej polskiej książki kucharskiej autorstwa kuchmistrza  rodu Lubomirskich, Stanisława Czernickiego. Dzieło to wydane w 1682 roku, doczekało się teraz ponownej edycji, w ramach rozpoczętej przez Muzeum Pałac w Wilanowie serii "Monumenta Poloniae Culinaria"
To, co rzuca się w oczy w potrawach Czernickiego, jest niezwykła obfitość przypraw, która wcale nie wynikała (jak twierdzono dawniej) z nieświeżości produktów (zwłaszcza mięs), lecz ze specyficznego gustu naszych przodków. Posłowie francuscy przebywający w Polsce w wieku XVII nie raz narzekali na "po polsku przyprawione" potrawy. Po polsku oznaczało dla nich nie tylko użycie aromatycznych przypraw korzennych. To także wykorzystanie smaku kwaśnego (lubianego w Europie w średniowieczu, jednak zarzuconego w czasach nowożytnych) oraz słodkiego. Kuchnia Czernickiego oprócz korzeni zabierała mnóstwo cytryn, limonek i octu winnego (które używano do zakwaszania potraw), ale też miodu lub słodkiego miodownika (piernika), którym nadawano im smak słodki.  Była to swoista kuchnia fiusion tamtych czasów, łącząca śmiało słodycz, kwas, ostre aromaty i co najważniejsze barokowe "koncepty" podawania potraw. Myślę, że smakiem najbliżej było jej do dzisiejszych kuchni dalekowschodnich: tajlandzkiej, indyjskiej, chińskiej itd. 
Kuchnia Czernickiego (a zatem staropolska) to także mnóstwo ryb i raków (dzisiaj już w Polsce niedostępnych) kawioru czy ostry (tak), mięsa, wśród których nie uświadczymy popularnej dzisiaj wieprzowiny, w zamian za to mając pod dostatkiem baraniny i dziczyzny. Spotkamy w niej przepis na polewkę piwną (którą wspomina również Kitowicz)  czy rosół (który przeciwstawia się francuskim "potiaziom" tj. zupom, jako obcemu wpływowi w kuchni. Rosół zaś jako danie mięsne czy polewki, lekkie i  warzywne to dania rdzennie polskie).
 Polecam wszystkim książkę Czernickiego oraz kilka wywiadów z dr hab. Jarosławem Dumanowskim, redaktorem tego źródła oraz całej serii:
 Czytajmy, by móc "polskimi, szafrannymi, pieprznemi cieszyć się potrawami".

wtorek, 2 sierpnia 2011

Wszyscy mieli go za Hyppogryfa



Kontynuujemy opis wjazdu Henryka Walezego do Krakowa, na podstawie anonimowej relacji włoskiej. 

"(...) pierwsza [chorągiew - elear] przodem której jechało 60 przebranych za wilków: z pomiędzy uszu konia wysuwała się głowa wilka, który ogon opierał na piersiach jeźdźca, a łapami obejmował niejako kark koński. (...) W pośrzodku mieli 120 dworskich ze trzcinami, w ubiorze szkarłatnym i ze przyłbicą na głowie. - Za tymi postępowało 300 innych w adamaszku, pod suknią kolczuga, przez ramię łańcuch złoty, w ręku lanca z proporcem białym. (...)

Tu znowu 200 lekko zbrojnych w same kolczugi, dalej kompania w zwykłym porządku (...) oprócz bowiem koni powodowych, ukazały się nadto dwa bardzo osobliwe, jeden miał sierść kędzierzawą tak doskonale udaną, iż zupełnie wydawał się jak duży baran; drugiemu zaś tak zręcznie przyprawiono skrzydła, dziób i szpony, iż wszyscy mieli go za Hyppogryfa. Kolory tej kompanii żółty i błękitny. Pierwsze szeregi miały na pancerzach tuniki z atłasu żółtego w pasy błękitne, tarcze pokryte strusiemi piórami, podobnież rzędy i szarfy wiszące z karków końskich. Za temi w trop oddział przybrany z moskiewska (...), każdy z trzciną w ręku, w czerwonych sukniach podbitych czarnym futrem, z przyłbicą na głowie. W odwodzie rota, gdzie i koń, i człowiek okryci lampartami na podziw, skąd taka onych mnogość, wystarczająca na okrycie stu koni i tyluż jeźdźców. 

Dwie nadto rzeczy zwracały uwagę, naprzód: iż konie miały u grzywy dwa skrzydła orle rozciągnione po obu stronach od przednich nóg do głowy, podobne także skrzydła jedno na hełmie, drugie na tarczy. Powtóre: iż tarcza powleczona była cieniuchną blaszką srebrną, przytwierdzoną gwoździkami, których główki wielkości orzecha pozłociste, tak, iż cała tarcza zdawała się być srebrną. Tarcze podobne zowią albańskiemi. Ukazała się następnie kompania dwoistej barwy czarnej i białej, konie w czaprakach z czarnego aksamitu, a te ozdobione srebrnymi floresami: rzędy gładkie, srebrzyste, dobosz bijący w żele w skórze baraniej, piszczek grający na piszczałce w skórze dzika (...). Największe zaś obudzał podziwienie dzielny rumak odziany w skórę niedźwiedzią, tak wielką, że wystarczała na okrycie całego. Miał on przywiązane do kolan dzwonki, tak, iż podnosząc nadzwyczaj nogi, zdawał się naśladować stąpanie niedźwiedzia. Otaczała go wielka liczba służby, przybranej obyczajem wołoskim i bułgarskim, w kożuchach wywróconych, czapkach czerwonych kształtu kaptura z dwóch stron otwartego, w ręku trzcina. Za tymi oddział z węgierska w brunatnym stroju, czapeczki na głowach, złoty łańcuch przez ramię, bogaty napierśnik na koniu, lanca do ataku. Nakoniec około ośmdziesięciu ze stanu rycerskiego, wszyscy odziani lamą srebrną, czarnym jedwabiem przeszywaną, przez plecy skóra rysia, konie strojne na karku i grzbiecie. Następował dalej wielki oddział ze dwiestu wynoszący, poważniej ubranych, za każdym giermek niosący hełm i tarczę żelazną, na sposób włoski. Tych zbroje okryte płaszczem z czarnego axamitu, bramowanych lamą srebrną, kapelusze czarne, axamitne, ze srernymi sznurami (...). Ukazało się potym innych stu w ciężkiej zbroi od stóp do głów, lanca do attaku, pistoletu u łeku, konie okryte drogiemi kamieniami. Dalej sześćdziesięciu dworzan z włoska przybranych w czarny axamit, ferezye srebrną lamą bramowane, podbite kunami. Miałato być barwa Biskupa krakowskiego. Ukazal się następnie orszak daleko kosztowniej odziany i bez wątpienia wiele piękniejszy. Ten postępował za oddziałem w adamaszku zielonym, ze skrzydłem orlem na tarczy i hełmie: składał się zaś z sześćdziesięciu dworzan, przybranych w suknie z axamitu ponsowego, podbite sobolami, ich kołpaki,  jako też  czaprak okrywający konia na karku i grzbiecie także sobolowe. (...).
 Dalej szło 300, w szkarłacie i z lancą w dłoni, na głowach końskich i na tarczach kity z białych piór pawich, tak iż się zdawało, że trzech na koniu miasto jednego. 

CDN

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Trójkami z lancą w dłoni

Jest to ten sam wjazd Henryka Walezego, o którym wspominałem niedawno, jednak znalazłem kolejne opisujące go źródła. Najpierw anonimowa relacja włoska. Ze względu na objętość (jak też niezwykle ciekawe detale, moim zdaniem warte cytowania) postaram się ją przytoczyć jak najszerzej, ale niestety w częściach. Na początek orszak, który wyjechał na powitanie monarchy i refleksje ogólne na jego temat.
"Każda kompania miała swoich trzech naczelników, której ludzie szeregami po trzech następowali: tych dzidy (proporce) różnobarwne złotem i srebrem malowane. Przodem każdej jechał namiestnik właściciela chorągwi na pysznym koniu, w sutym stroju, ze złocistym buzdyganem w dłoni. Za nim dwóch paziów, za tymi dworzanin, każdy w barwie swojego pana, na koniach jednej maści, jednego wzrostu i w jednakich rzędach. Jeden paź niósł przyłbicę ozdobną pękiem białych piór pawich (...). Drugi miał tarczę i miecz w pochwie, którego rzemienie srebrem nabijane były. Dworzanin trzymał dzidę i herb (...).

Niektóre bowiem konie okryte były jakby drobniuchną siatką ze złota lub srebra, inne blachami inne blachami sadzonemi drobnymi kamieniami: te znowu chociaż w zwyczajnym rynsztunku, ale czapraki to jedwabne, to ze złotogłowiu i najkosztowniejszej lamy, szyte kamieniami lub ozdobione przerozmaitym haftem. (...) U łęku przytroczone dwa pistolety, a miecz przy lewym boku, olstry i pochwa z tejże samej materyi co siodło. niektóre miały na głowie kity białe (...) a na krzyżu rozety z pereł lub rytowanego metalu drogimi kamieniami suto sadzonego. (...) dalej 4, 6ciu, lub 8 trębaczy, a w niektórych chorągwiach 12: ci wszyscy w barwie swojej chorągwi, które jak powiedziano ciągneły trójkami z lancą w dłoni lub bez niej; każdy jednak w pancerzu lub w kolczudze. Niektórzy mieli w ręku trzciny [rohatyny? - elear], które więcej cenią nad lance. Wielu też było uzbrojonych z turecka w łuki - ci jednak nie byli rozrzuceni bez porządku, ale w każdej chorągwi osobny stanowili oddział. 

poniedziałek, 25 lipca 2011

Hajducy jakby na polowaniu musieli ich szukać i rozprawiać się tam z nimi

(...) Węgrzy, a mianowicie hajduki, złożeni są z wieśniaków i pasterzy, są dobrzy do napadu na nieprzyjaciela tylko wtenczas, kiedy konieczna potrzeba przyciska ich do tego, ale nie do zamknięcia się i obrony fortec. Zapłacił także jednemu kapitanowi, którego miał w Lipie z siedmdziesięciu drabantami, także z klasy hajduków, ale ludzi ze starych żołnierzy i doświadczonych, których zwykle używa się na załogach po warowniach i zamkach; Węgrzy nazywają ich grabantami [węg. darabantok], a Hiszpanie i Niemcy trabantami (...)

(...) a lewe [skrzydło] naprzeciw hajdukom, składało się  około stu lanc i janczarów uszeregowanych we wozach. Kiedy tak ustawiono wojska z jednej i drugiej strony, Aldana dał znak hajdukom prawegfo swojego skrzydła do napadu na owe sto lanc tureckich i na ich janczarów, którzy stali przed nimi. Napad był tak żywy, że rozbiwszy nasi hajducy lancierów, wybiwszy z nich jednę część, rzucili się na janczarów, wycięli z nich niemało i zmusili pozostałych do ucieczki do Baszy [budzińskiego]; wielu z nich skryło się pod własne swoje wozy, gdzie hajducy jakby na polowaniu musieli ich szukać i rozprawiać się tam z nimi. Piotr Baczy z hajdukami swoimi rzucił się na dwa szwadrony tureckie przed nim, rozbił ich szeregi i zmusił do ucieczki."

Te dwa bardzo ciekawe fragmenty pochodzą z dzieła pod tytułem "Wyprawa na Węgry Bernarda Aldany jenerała kawaleryi hiszpańskiej w latach 1548-1566". Abstrahując od koszmarnego tłumaczenia (Bernardo de Aldana nie był generałem kawalerii, lecz dowódcą pułku, hiszp. tercio, noszącym zgodnie z hiszpańską nomenklaturą tytuł maestre de campo). Generał Aldana na czele Starego Pułku Neapolitańskiego (Tercio Viejo de Napoles) na zlecenie króla Czech i Węgier Ferdynanda Habsburga wziął udział w walkach na Węgrzech toczonych pomiędzy zwolennikami Habsburgów, Jana Zygmunta Zapolyi, Jerzego Martinuzziego oraz interweniującymi w ten bałagan Turkami.
 Autor oczywiście stawia na pierwszym miejscu swą hiszpańską piechotę, jednak w czasie lektury uderza skala trudności, przed jaką staje dowódca mając armię składającą się z hiszpańskiej piechoty, węgierskich husarzy i hajduków, czeskich pionierów, mieszkańców krain niemieckich, Sasów siedmiogrodzkich, Raców, wszelkiej maści poturczeńców itd. Poza tym mnóstwo tam kapitalnych obserwacji w stylu:
 "(...) gdyż na Węgrzech wolałby sobie szlachcic kazać raczej łeb uciąć, aniżeli zostać piechurem, i dlategoto właśnie nie wierzą tam, aby w naszej piechocie mógł się znajdować jaki szlachcic."

Każdy, kto polubił bohaterów "Słońca nad Bredą" Arturo Pereza-Reverte powinien się świetnie bawić przy tej lekturze.

czwartek, 21 lipca 2011

Dwieście koni, wszystko z sępiemi skrzydły a tarczami

Uroczystych staropolskich entrat ciąg dalszy. Tym razem król Henryk wjeżdża do Krakowa 18 lutego 1574 roku.
"Za biskupy kasztelan krakowski mając dwieście koni, z kopiami a tarczami pozłocistemi dość ochędożnie. (...) A wojewoda lubelski Maciejowski z drugimi Maciejowskimi dwieście koni, wszystko z sępiemi skrzydły a tarczami. (...) A wojewoda bracławski dwieście, wszystko po kozacku z sajdakami złocistemi. Wszyscy trzej pruscy wojewodowie, chełmski, malborski i pomorski, którzy też rajtarów mieli niemało we zbroi, a między nimi było trzydzieści i sześć Dulskiego kozaków w pancerzach pozłocistych. Tęczyńscy dwa, Jan wojnicki i Andrzej bełzki, kasztelani, mieli husarzów półtrzecia sta, tarczami, pierzem i kopiami dosyć dobrze. (...) Stanisław z Tarnowa, kasztelan czechowski dwieście husarzów dosyć strojno, a wszystko prawie od jedwabiów a złota."

 To dość mały wybór potężnych pocztów ciągnących wraz z orszakiem wjeżdżającego monarchy. Ciekawe jest natomiast kogo przywiózł ze sobą:

"Szło około niego [króla] czterdziesci Waskonów z rusznicami, a Szwajcarów sześćdziesiąt z alabarty, przed którymi idąc jeden grał na piszczałce  a  drugi bił w bęben szwajcarski, a wszyscy byli qw ubiorze zielonym aksamitnym".

Co ciekawe w dawnej Polsce musiano cenić gaskońskich strzelców, bowiem toczono na ten temat dyskusje z przedstawicielami Henryka, gdy kandydował on do polskiego tronu, a nadto w pactach conventach elekt zobowiązał się do przysłania 4 tysięcy gaskońskich piechurów na wojnę z Moskwą.  
 

piątek, 15 lipca 2011

Pięć rót po IIII w samem czerwonym po ussarsku

W dwóch numerach czasopisma "Biblioteka Warszawska. Pismo poświęcone naukom, sztukom i przemysłowi" znajduje się przedrukowany z niemieckich druków ulotnych z epoki opis uroczystego wjazdu oraz uroczystości ślubnych (w tym orszaku, który przemierzył ulice Krakowa) podczas zaślubin Zygmunta Augusta z Elżbietą Habsburżanką. Ponieważ oba opisy są dość długie, pozwalam sobie określić gdzie można je znaleźć, będą to odpowiednio:
 - t. 3 z 1848 roku (s. 632 i n. - s. 639 skanu);
- t. 2 z 1858 roku (s. 373 i n. - s. 382 skanu).
Uderza fakt, że dla przybyszów z krain niemieckich widoczna była różnorodność ubioru noszonego w Polsce. 
"(...) młody król na około godzinę przed południem wyjechał z Krakowa ze wszystkiemi swojemi panami, rycerstwem i szlachtą, których wszystkich do czterech tysięcy było, poubieranych na wszelki sposób, jako to: po niemiecku, po polsku, po włosku, po francuzku, po węgiersku, po turecku, po tatarsku, po hiszpańsku, po moskiewsku, po kozacku, po stradyocku".


Niezwykle interesujące jest częste występowanie w orszaku jeźdźców określanych jako Tatarzy oraz równie częste określanie kolejnych uczestników orszaku jako ubranych po ussarsku, przy czym tych ostatnich wyraźnie różnicuje się od ubranych po polsku. Natomiast "czterech stroynych murzynów" w orszaku Radziwiłła niewątpliwie musiało budzić zainteresowanie widzów.

środa, 13 lipca 2011

Podragonieni hajducy cd.

W nawiązaniu do arcyciekawego postu, który pojawił się na blogu Kadrinaziego, dwa kolejne przykłady wsadzania na konie hajduków, celem wsparcia ogniowego jazdy.
 1) Pierwszy przykład pochodzi ze stoczonej 17 kwietnia 1577 roku bitwy pod Lubieszowem. W "Kronice polskiej" Marcina Bielskiego, czytając opis bitwy, znajdziemy następujący fragment:
 "Zaczem harce się poczęły, już opodal na dzień, lecz Niemcy nie nacierali barzo na nasze, chcąc ich przywieść na działa: postrzegł tego Zborowski i wnetże , wsadziwszy na koń kilkadziesiąt hajduków z długiemi rusznicami, zakrył je między kopijniki, także ich przedsię kilku z rusznic ubili".

2) Kolejny przykład pochodzi z wyprawy wielkołuckiej Stefana Batorego i odnotował go w swym diariuszu Łukasz Działyński:
Die 16 septembris [1580]. Posłał Król Filipowskiego z kilkom set koni Polaków, a także też Węgrzyna Barbidziardziego w kilka set koni Węgrów, którym przydał też pięć set hajduków na podjezdkach pod te ludzie, co gromili kozaki Księcia Janusza [Ostrogskiego, furażerzy dowodzeni przez księcia wpadli 14 września na silny podjazd moskiewsko-tatarski, który zadał im znaczne straty - przyp. elear]”



piątek, 8 lipca 2011

Ktokolwiek widział..., litewski forkietnik.

 Powyższy obrazek to niezła zagadka. Pochodzi on z artykułu "Nieznane materiały do ikonografii piechoty łanowej z lat 1680-83" autorstwa Andrzeja Bruchnalskiego, zamieszczonego w czasopiśmie "Arsenał", Kwartalnik Koła Miłośników Dawnej Broni i Barwy przy Muzeum Narodowym w Krakowie, r. I (1957/58), z. 1-5, s. 104. Autor przywołuje w nim widzianą przed wojną serię akwarel, znajdujących się wówczas w rękach prywatnych, które miały przedstawiać żołnierzy różnych narodowości z końca XVII wieku. Wśród nich znaleźć się miały wyobrażenia stanowiące wręcz kanoniczny i przywoływany w nieskończoność "wzór" piechoty z czasów Sobieskiego (por. osprey Brzezinskiego czy tablice Bohdana Wróblewskiego wydane na 300-lecie bitwy).
 Autor nie podaje miejsca przechowywania oryginałów prac, nie ma też ich zdjęć. Pozostaje nam liczyć tylko na intuicję historyczną Bruchnalskiego (co do wiarygodności źródła) oraz na jego dobrą pamięć w zakresie detali. Tym bardziej, że na jego artykule oparła swoje rozważania również Zofia Stefańska w swoim fundamentalnym artykule dotyczącym barwy w wojsku polskim, umieszczonym w 2 numerze "Muzealnictwa Wojskowego".
 O ile większość postaci nie budzi zdziwienia, to ta przedstawiona powyżej, może zdumieć. Opisano ją jako: Forketnik Lithuan Lanowi 1683 AD. Bruchnalski podaje, że na oryginale postać miała kubrak jasnozielony z krótkim rękawem, oblamowany pąsowo, rękawy spodniej szaty brudnoczerwone, spodnie ciemnoszare. Pasy brązowe, torba futrzana, jasnożółta. Czapka barankowa, jasna, o wierzchu wyprawionym na żółto. Postoły w kolorze skóry. Forkiet okuty stalą, sznur konopny.
 Co uderza to wygląd Litwina, który wygląda jakby szedł z Kiejstutem na Ragnetę i Nowe Kowno bijać Teutony, a nie zbawiać od Turka Europę. Po drugie przedziwne narzędzie w jego ręku: być może jest to forkiet pod jakiś cięższy sprzęt (a zatem jest to element wczesnonowożytnej sekcji kaem), być może to rodzaj umocnień polowych (a la świńskie pióro). I jeszcze ta nazwa: forkietnik.
 Drodzy Rodacy, jeśli coś wiecie, tudzież macie jakieś przeczucia, podzielcie się wiedzą.

środa, 6 lipca 2011

Pojedynek na kopie

Pojedynek na kopie w Rzeczpospolitej Obojga Narodów nie był raczej zjawiskiem zbyt częstym. W większości opracowań podaje się zwykle przykład z roku 1607, kiedy to dwaj zwaśnieni husarze Piotr Łaszcz i Joachim Ślaski mieli pojedynkować się w ten sposób, co skończyło się śmiercią Ślaskiego.
 Z czasów Stefana Batorego pochodzi inny dowód na to, że ówcześni polscy żołnierze ćwiczyli się w  używaniu kopii nie tylko poprzez gonitwę do pierścienia (o czym wspomina często ksiądz Starowolski w swoich pismach moralizatorskich).
"P. Jordan z p. Pękosławskim, rotmistrze, przy towarzyskiej biesiadzie ze sobą będąc, zamówili się z malutkiej przyczyny. Jordan owego na kopią powabił i nazajutrz raniutko cedułę posłał aby wyjechał. Wyjechali obydwa jako do potrzeby przed miasto, posłał Król wskok do nich, p. Kanclerz i p. Wileński rozwodząc to, i Węgrowie też skoczyli między nich".

czwartek, 30 czerwca 2011

Tejsak

 Poseł króla duńskiego Fryderyka IV, niejaki Just von Juel w roku 1711 podróżował z Rosji (gdzie go akredytowano) przez Podole, Wołyń, Małopolskę i Mazowsze do Gdańska. W Tarnopolu oglądał jednostki należące do pułku hetmana wielkiego koronnego Adama Mikołaja Sieniawskiego. Polskie chorągwie opisał następująco:
"Zwyczajnie tak polska, jak i litewska chorągiew składa się ze stu ludzi; dowodzi nią oficer nazywany rotmistrzem; osoby zaliczające się do składu chorągwi są panami szlachcicami. Zowią ich towarzyszami. Każdy z towarzyszów posiada przy sobie konnych pachołków, w liczbie 10-20, a nawet do 30 ludzi (sic!). Wszyscy ci pachołkowie zaliczają się do komendy chorągwi i należą również do stanu uprzywilejowanego (...).
 Co do uzbrojenia różnią się towarzysze tym od swoich ludzi, że pistolety trzymają w olstrach na przodzie siodła według zwyczaju i w Danii przyjętego, kiedy ostatni noszą je na prawym biodrze, w szczególnego rodzaju futerałach ukryte".

 Prawdopodobnie mamy tutaj opis tzw. tejsaka, rodzaju futerału/kabury do przenoszenia krótkiej broni palnej. Tejsak widać m. in. na tym rysunku Gembarzewskiego.

wtorek, 21 czerwca 2011

Strzelanie szeregami wg Tarnowskiego

Kolejny fragment z "Consilium rationis bellicae" Tarnowskiego. Dotyczy strzelania szeregami, stosowanego długo w polskiej piechocie (także po wprowadzeniu wzorów węgierskich). Myślę, że ten opis pasuje jak znalazł także do okresu późniejszego.

 "Pieszy rotmistrze doświadczać w strzelaniu maią swych towarzyszów. A uczyć ie iako w bitwie strzelby użyć maią ponieważ tego potrzeba, gdiż tu u nas w Polszce mało veteranos milites, a skoro kożda wyprawa wiele ludzi nowych, a nieumiejętnych. A tak aby je dobrze strzelać uczyli. A gdyby ku bitwie prziszło gdy pierwszy rząd wystrzeli, aby przyklękneli a zasye nabijali. A drugi rząd za nimi aby strzelali tymże obyczaiem, potym też przyklękneli. Aby tak we wszystkich rzędziech porządkiem czynili, a tym porządkiem strzelali y wystrzelawszy aby nabiiali tak, iako sye tu napisało".

czwartek, 16 czerwca 2011

Wielbłądzi bardzo boją się ognia

W Consilium rationis bellicae Tarnowskiego można znaleźć taki fragment:
"A iż z wielbłądów ktore łańcuchy zepną/ czyni sobie iakoby oboz/iże sye imi otoczy/ Tedy do nich ogniowymi kulami strzelać/ponieważ sye ognia wielbłądzi bardzo boią/ iżby za tym postrachem iakie zamieszanie a rozerwanie uczynili".
Nb.  ten fragment jest kolejnym dowodem na stosowanie ubezpieczeń szyku za pomocą łańcuchów rozpiętych w polu, o czym dyskutowaliśmy na forum Wargaming Zone oraz tutaj.

środa, 15 czerwca 2011

Starocie

Poniżej zdjęcia figur, które zrobiłem kilka lat temu. I zdjęcia, i figury dość fatalne. Ale póki co muszą wystarczyć :) Wszystko ot lekka jazda (z niewielkimi wyjątkami) z okresy Rzeczypospolitej Szlacheckiej.